Peeling krwawych s艂贸w

 I m艂ocisz moje wn臋trzno艣ci,

ubijasz, be艂tasz, 

cho膰 by艣 wycisn膮膰 chcia艂 - kosztowno艣ci; 

A ja dalej echem wo艂am,

w innym wymiarze, twoj膮 godno艣ci膮.

Wzdragasz si臋 kreowa膰 nasz traktat,

otok臋, po艂yskuj膮c膮 jak ostry w bitwie sztylet.

Tymczasem, 艂upiesz moj膮 krew -

i odpryskuj膮 jej krople;

Jak kowalowi 偶ar o bite kowad艂o.

I nap艂ywa.

Przefiltrowana krew;

gdy sp艂ywaj膮c -

Zostawia blizny na moich polikach -

od 艣rodka rozrywa, tworzy ustrojstwo,

co tnie m膮 twarz, niweczy;

wra偶liw膮 sk贸r臋, okryt膮 s艂odkimi piegami,

A do g贸ry skierowane zielone rz臋sy -

koloru trz臋艣licy;

偶ebraj膮 o darowanie. K艂aniaj膮c si臋;

W tym samym kieruj膮c odg贸rnie w chmur cie艅.

A艂a;

Peeling z krwawych s艂贸w;

reformuje mnie na zn贸w.

Inauguruje rutyn臋, gdy ja; przeci膮偶ona ja藕ni膮 -

znosz臋 te tortury;

z powodu kilku twoich s艂贸w. 

Wbijasz we mnie wzrok,

jak na dzie艂o Pabla Picassa;

"P艂acz膮ca kobieta".

Kreowa艂e艣 siebie, na moim p艂贸tnie.

I rozdra偶nia Ci臋 rezultat. Jaka艣 skaza -

to ja - twoja praca.

Broni臋 si臋 r臋koma z艂achanymi;

Odrywam kawa艂ki uschni臋tego nask贸rka,

I wyt艂aczam nimi; ram臋 -

koloru wina,

kt贸rego s艂odycz przypomina; 

moj膮 min臋, gdy w wizjach -

Zerka艂am ukradkiem szklistymi oczyma,

niczym na le艣niczego - naiwna zwierzyna.

Lekko艣膰 i g艂adko艣膰, jak膮 teraz miarkuj臋,

napawam ok艂adami b艂臋kitnego nieba,

Gdzie 艣mi臋 偶ga膰 skrawki chmurek,

bufiastych jak wata cukrowa.

I g贸r膮 spuszczam;

przezroczyste linki; smug deszczu -

Moich 艂ez; aby dotar艂y do twego 偶aru;

odpryskuj膮cego przy chaotycznym znoju;

a偶eby wyparowa艂;

to膰 martwy koloryt - jak z obrazka mego oblicza,

kt贸ry wypali艂y uderzenia twoich s艂贸w. 







Komentarze